sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział drugi

Śmierć

Brunetka leżała w łóżku, nie chciało jej się robić nic... Dręczyły ją sny, że węże po nią przyszły i chciały zjeść, a ona nie umiała wykonać żadnych technik, ze strachu... Ona panicznie się boi węży... W tym wężowego człowieka.
-Wstawaj!- Warknęła Asame, waląc młodszą siostrę chochlą po głowie.
-Ał! CO TY PO CHOLERĘ ROBISZ?! Chcesz mnie zabić?! Ja idę spać.. Obudź mnie o dwunastej- Kanade obróciła się na drugi bok.
-Ty sobie żarty robisz. Dla twojej wiadomości jest piętnasta.
-O w mordę!- Wstała niczym poparzona - Ona mnie zabije! Ona mnie zabije!
-Kto?
-No kto też by miał mnie zabić! Pani Tsunade! To potwór, nie kobieta! Obiecałam jej, że o trzynastej będę!
- Ty to masz problemy...
-Skończ z tą swoją ironią! Proszę! Zrób mi kanapkę!
-Kanapkę? A nie lepiej carry o smaku sera?
-A PO CO MI CARRY?! Chwila... O smaku sera?! To jest nie ludzkie!
-Aha... Carry jest na stole. Ja już spadam, mam misję!- Czarnowłosa zniknęła uradowana, zostawiając za sobą szary kłębek dymu.
-Cześć! No nie! Nienawidzę tej twojej techniki! Terach będę miała w pokoju pełno dymu... A ja tu nie wietrzę! Ale czemu ona zawsze ma po południu misję, a ja tak wcześnie?! Nie... Inne pytanie było by bardziej na miejscu... czemu ja zawsze się spóźniam?! Chyba za dużo książek przeczytałam z Kakashim! No ale.. Eldorado filtrujących było ciekawe... Nie powiem... - Histeryzowała, wyciągając z szafy swój strój.
Poszła z ubraniem do łazienki, w której okazjalnie obmyła twarz. Ubrała się. Powolnym krokiem poszła do kuchni, wolno wzięła się za carry o "nieludzkim" smaku. Nie śpieszyło jej się, pomyślała, że jeżeli ma zginąć, to najpierw musi się po delektować swoimi ostatnimi chwilami. Mimo wszystko jedzenie zjadła szybko, bo jak jej coś smakuje to je pośpiesznie. Zrezygnowana poszła do budynku, w którym mieszka hokage, a także ma tam gabinet. Biuro Hokage było akurat na przeciwko jej domku. Idąc po schodach, zmierzając do pokoju. Stanęła przed drzwiami i wzięła głęboki oddech, w momencie otwarcia drzwi  poleciał na nią szwadron nieprzyjemnych słówek. Zatkała uszy rękoma, co i tak nie zagłuszyło dobrze głosu.
-Skończyła pani już?
-Tak... A teraz misja... Kakashi i drużyna siódma czekają już przed bramą, ty masz do nich dołączyć.
-A po co to wszystko?
-Wyruszasz razem z nimi na misję ratunkową do suny. Gaara-Kazekage został porwany.
-Ok.. Ale po co drużyna Kakashiego? Nie ma jakieś bardziej odpowiedniej?
-Ruszaj już!
-A... No dobra, już nic - Sypnęła, wychodząc z gabinetu.
Powoli zeszła po schodach, a dalej to już pobiegła do bramy, gdzie zastała czytającego Kakashiego, śpiącego Naruto i wściekłą, Sakurę, która przywitała Amboro ciosem w twarz.
-Ał! Zachowuj się! Barani łbie!
-Tyy!
-No co? No co? Smarku?!
-Mogę o coś zapytać?-Spytał siwy junnin.
Odpowiedziała mu na to niezręczna cisza.
-A więc możemy już ruszać?
-Hai - Odpowiedziały chórem, mierząc się chłodnym wzrokiem.
Kunoichi widocznie nie przepadały za sobą, co było spowodowane tylko ich umiejętności.
Kanade ruszyła przodem, za to różowo włosa musiała jeszcze obudzić blondyna, który nie miał zamiaru się obudzić. Kaszalot też się nie śpieszył, choć brunetka machała chaotycznie rękami i wrzeszczała, że nie mają za dużo czasu. Po piętnastu minutach lenistwa w końcu przyśpieszyli!
***
Z czasem dołączyła do nich Temari, która wskazała najkrótsza drogę do swojej wioski. Po trzech dniach byli już na miejscu,poszli do szpitala, za to Kanade postanowiła sobie pospacerować po Sunie, znowu... Tak jak około sześć dni temu. Rozglądała się, budynki były co prawda malownicze, ale i straszne... Wszystkie takie same, łatwo się było by tu zgubić.
* Kto to mógł zrobić? Kto był na tyle silny, by móc złapać Kazekage?!! Czy sobie poradzę...  Czy sobie poradzimy?!! To było jak z odejściem Sasuke... Nie... To inaczej... Sasuke zawsze był najsilniejszy... Pokonał mnie... Ale widziałam go tylko raz... W drugim etapie egzaminu na chunnina... Przez tego smarka odpadłam! Ale to było... Mój mistrz w tedy też był zdrajcą, obdarował mnie... No tym, zawsze bolącym... Jeszcze się zemszczę! Od roku jestem junninem, nie tylko durną dziewczynką bez rodziny! Ale ty.... Ty blondwłosy panie... Ciągle mnie dręczysz! Daj  mi spokój! Jakiś pedzio z ślicznymi oczami... No nie! O czym ja myślę! No ja nie mogę!* Podczas swoich rozmyśleń zaczęła kopać w piasek i rozglądać się w prawo i w lewo. Nagle coś ukradło jej uwagę, podeszła do tego *Przecież to ślady walki...? No oczywiste, ale podobne cosie leżą wszędzie... To była walka na całą wioskę? A jasne...Atakując wioskę przeciwnik zmusił Gaarę do jej obrony, a najlepszym wyjściem obrony było by danie się złapać, w tedy by na wioskę nie nasuwały się dalsze ataki, dzięki czemu wioska była by bezpieczna... Ale Gaara? On by nie dał się tak szybko złapać... Ten koleś musi być naprawdę silny... Lub kolesiówna. Czy zwykła Amboro da sobie radę?!* Zwątpiła w swoje umiejętności, pewnie Sakura już skończyła swój zabieg, więc powolnym krokiem obrała sobie drogę powrotną, ale i tak ona już zgubiła. Widziała mimo wszystko dzieci, które mają rodziców... Strata ojca, matki, wujka... Tylko siostry jej zostały, będzie ich bronić do ostatnich kropli krwi. Za żadne skarby nie pozwoli im umrzeć. Nagle przed jej oczami ukazała się różowowłosa, która nie wyglądała w tym momencie, jakby pałała do niej nienawiścią. Wręcz przeciwnie! Miała na twarzy delikatny, miły uśmiech. *Za szybko ją skreśliłam*.
-Czas ruszać- Haruno wskazała drogę, jakby wiedziała, że brunetka się zgubiła.
- Dobrze... Sakura?
-Tak?
-Przepraszam...
-Niby za co?
-Zawsze byłam dla ciebie nie miła albo traktowałam jak powietrze... Uważałam się zawsze za wyższą ligę. No i pobiłam cię... Gdyby nie ja... Sasuke by... Za dużo powiedziałam - Spuściła głowę i pobiegła przez siebie, czuła tylko na sobie wzrok zaskoczonej dziewczyny, która pewnie nie widziała o co jej chodzi.
Ostatnie wydarzenia zmuszają władczynie łez do wyrozumiałości, ale też otwarcia się przed nowymi doznaniami. Podczas biegu potknęła się, co było skutkiem jej całowania ziemi.
-Cholera!-Warknęła, wstając.
Wypluła trochę krwi, nadziała się na ostrzejszy kamień, który cały wbił się w jej brzuch.
-Ka-na-de!- Wykrzyknęła medyczna, biegnąc w kierunku towarzyszki. Od razu zaczęła w jakiś sposób leczyć ranę - Będziesz żyła. To tylko kamień, choć ma niesamowity kształt sanbon.
-Dzięki.
-No już, wstajemy... Drużyna nas czeka.
-Yhym.
Kanade wstała i razem z Haruno udało się pod bramę, gdzie już powinien czekać siwy junnin i analfabeta. Była z nimi jeszcze starsza kobiera. Hakate, jako, iż mądrzejszy wytłumaczył sprawę - Musiał iść z nimi ktoś z piasku, a ta babcia chciała iść, więc nie mieli wyboru. Takie życie... No, a... więc wyruszyli. Dziewczyny jeszcze z czasem dowiedziały się, że jeszcze wyruszyła drużyna Gai'a, do której dołączyła Trube oraz, że siedlisko akatsuki jest niedaleko. Cała drużyna była pośpieszana co pięć minut, głównie przez naładowanego energią Naruto. Podróż zajęła im całe trzy godziny, po czym Amboro opadała z sił.
-To tutaj?-Spytała, widząc skałę zasłaniającą wejście do jaskini no i drużynę Gai'a.
-Na to wygląda - Powiedziała cicho Trube.
Siostry usiadły, w tym samym czasie Lee chciał zniszczyć barierę własną sił, lecz to na nic. Kaszalocik odkrył, że to bariera polegająca na ukrytych pięciu pieczęciach, które trzeba jednocześnie zerwać i uderzyć w głaz z ogromną siłą. Byakugan Nejiego tylko pomógł w odszukaniu pieczęci. Gdy drużyna Gai'a była już przy każdej Kakashi rozpoczął odliczanie. Trzy... Dwa... Jeden... Zero! Wszystkie pieczęcie zostały zerwane, a Haruno uderzyła w kamień z ogromną siłą, powodując jego zniszczenie. Team Siwy, razem z rodzeństwem weszła do środka i... Znajoma twarz.
-C-co?-Zamurowało ją, miała szeroko otwarte oczy, zszokowana wpatrywała się w blondyna- J-Jak?!
Upadła, miała wrażenie, jakby wszystko jej spadało na głowę, co spowodowało tylko szerszy uśmiech. Mimo, iż Uzumaki darł się wściekły, ona nie słyszała nic... Zamknęła się w własnym świecie... Dała się oszukać własnemu sercu. Zcisnęła dłoń, gdy zauważyła, że blądyn wsiada na ogromnego ptaka, który ma w pysku Gaarę, a za nim Kakashi wraz z Naruto.
-Idę z wami - Wyszeptała bardziej do siebie i zaczęł biec.
Była wypełniona negatywną energią, co tylko dodawało jej siły, jak i szybkości. Wyprzedziła chłopaków, zbliżając się do swojego najgorszego na świecie marzenia. Nawet nie spodziewałaby się, że on w tej chwili wyrzucił kazekage.
-Junchuuriku dziewięcioogoniastego zostawię sharinganowi, niech ma się czym cieszyć. Za to ty kochaniutka jesteś moim celem - Po tych słowach odleciał.
Kakashi nawet nie zdążył zatrzymać Amboro, która wyruszyła za zdrajcą. Siwowłosy już wszystko przejrzał. Blądyn na swoim glinianym rumaku zatrzymał się przy zapadlinie, czy jak to też nazwać. Klif? Nie.. To złe określenie. Wielka dziura! O! Druga... Wielka dziura w której ciągnie się nić rzeki. Mimo pozorów ona była bardzo głęboko. Kanade podbiegła do krawędzi. Dziwne, iż księżyc już pojawił się na niebie, czyżby aż tak późno się zjawili? Rozejrzała się,  on znikł. Ręka jej zaczęła się palić, a potem nagle zgasła, gdy zdała sobie sprawę, że jest w tym momencie bezsilna.
-Tak szybko wpadłaś w pułapkę?-Zapytał niebieskooki, stojąc cztery metry za nią.
Ona się obróciła, przy czym prawie spadła. Podeszła do niego krok. Ku mojemu własnemu zaskoczeniu zaczęła płakać.
- Tylko nie płacz. Raczej.... Zdychaj! - Zaśmiał się i rzucił w nią małymi pajączkami, a raczej w jej nogi.
One wybuchły, tak on rzucał najmniejszymi częściami arsenału.  Miał zabaweczkę, to co mu szkodzi? Dziwne było tylko to, że ona się nie broniła, nie robiła nic. Tylko stała ze spuszczoną głową, cała oparzona zaczęła się kiwać przez wybuchy. Spojrzał na nią trochę inaczej, przypomniało mu się, jak ona rumieniła się na jego widok, w tym momencie po raz pierwszy zaczął myśleć, czy jego misja ma sens? Gdy ostatnia bomba wybuchła ona prawie spadła, trzymała się rękami kruszącej się krawędzi. Cała z krwi, próbowała się wspiąć.
- Wiesz... M-może to absurdalnie brzmi... A.... a-ale kocham... Cię - Uśmiechnęła się, wiedziała, że teraz czyha na nią tylko śmierć...
Krawędź skruszyła się a ona spadła.. Słowa Kanade dotarły do niego. Chciał ją złapać, ale nie zdążył. Spojrzał na księżyc zadając sobie pytanie...

Jaki ma to sens?

---------------------------------------
 Od czego zacząć.... Zacznę od DZIĘKUJEEE! Serdeczne podziękowania dla Seiko Annetsu! Dałaś mi tyle siły no i weny swoimi komentarzami! Mam nadzieję, że rozdział nie jest zły, bo dał mi popalić.
A i jakby co to nie koniec...